Jako dziecko zawsze miałem poczucie, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Kiedy uwierał mnie kamyk w bucie, zdejmowałem laczka i po chwili było po kłopocie. Jeżeli nie miałem pieniędzy na lody, to mała wyprawa do babci rozwiązywała sprawę. Podobnie było w przypadku kłótni z podwórkowymi ancymonkami, do których szybko wyciągałem rękę na zgodę i nikt nie robił sobie przy tym wyrzutów. Konflikty i problemy miały małą ważność, bo zawsze wydawały się możliwe do pokonania. Życie było proste i wszystko wydawało się łatwe. No właśnie – BYŁO.
Jest coś takiego, co sprawia, że robimy coś (kończymy), mimo iż nie chcemy tego robić. To siła woli. Kiedy większość przeciętnych ludzi mówi: “Nie”, “stop”, “dziękuję, dobranoc”, “mam już dosyć, pozdrówcie Janka, ja spadam”, Ty w dalszym ciągu ciśniesz. Działasz. Nie zatrzymujesz się. W kontekście osiągania jakichkolwiek celów jest to bardzo pożądany zasób. Dlatego dzisiaj troszkę na temat wzmacniania mięśnia siły woli. Pierwszy krok? Przeczytaj ten tekst do końca. Bez ani jednej przerwy.
Związki, związki, związki. A po nich zerwania, które niejednokrotnie są bardziej bolesne od złamań kości z przemieszczeniem. Samo złamanie jest nieprzyjemne jak diabli. Ale jeśli nie nastawisz kości w odpowiednim czasie, czekają Cię niekończące się powikłania. Podobnie jest, gdy zostajemy sami po zerwaniu i nie potrafimy “złożyć” naszego serca do kupy, choć wiemy, że już powinniśmy to zrobić. Na pewno nie jest to miłe doznanie, ale w końcu nastaje dzień, w którym trzeba zmierzyć się z bólem, a później zostawić go za sobą. Odpuścić i iść dalej, nie odwracając się za siebie.
Nie wiem, czy jestem jakiś inny, ale wydaje mi się, że współczesny człowiek ma cieniutką skórę i kocha komfort do tego stopnia, że jak coś nie idzie po jego myśli, to od razu się wycofuje. Ludzie poddają się za szybko! Cholernie za szybko. Rzucają szkoły po pierwszych oblanych egzaminach, wysyłają CV przez miesiąc i myślą, że nigdy nie znajdą satysfakcjonującej pracy. Wracają do byłych po kilku tygodniach po zerwaniu, bo nie spotkali przez ten czas żadnego odpowiedniego kandydata na partnera, więc stwierdzają, że już zawsze będą samotni, tłumacząc sobie, że: “to był ktoś wyjątkowy i nigdzie już kogoś takiego nie znajdę”. Znasz to skądś?
Zawsze się cieszę, gdy wpadnę na nowe rozwiązania dotyczące motywowania się. Różne rzeczy działają na różnych ludzi, ale wkurza mnie mylenie prawdziwej motywacji z chwilową iskrą inspiracji po zobaczeniu jakiegoś uskrzydlającego filmu z udziałem Nicka Vujicica na YouTube. Dlatego ubolewam bardzo nad wszystkimi tymi osobami, które nie odróżniają motywacji zapewniającej realne efekty od przyjemnego uczucia uniesienia, które w praktyce niczego nie zmienia. Bo szybko przemija.
Zarabiasz grosze, ponieważ uważasz, że rząd jest jaki jest, czy może przyznajesz, że gdybyś się bardziej postarał, to wykręcałbyś wyższe zarobki? Posądzasz facetów o zdrady i nieodpowiedzialność, czy zdajesz sobie sprawę, że wyłącznie do “bad boyów” czujesz pociąg i świadomie decydujesz się na takie toksyczne relacje? Obwiniasz geny, brak czasu i stres w pracy za swoją otyłość, czy stwierdzasz, że należałoby ruszyć tyłek i zmienić dietę, żeby stworzyć fajną sylwetkę? Bo widzisz – każdy ma kontrolę nad swoim życiem w takim stopniu na jaki chce ją mieć.
Jak działa ego i czym jest? To potężna struktura osobowości. Różnie rozumiana, zazwyczaj błędnie. Nie istnieje u dzikich zwierząt. Pojawia się dopiero po kilku latach od narodzenia człowieka. A dokładniej w momencie, gdy pierwszy raz zauważamy, że Jasiek ma więcej zabawek od nas, że lepiej mieć blond włosy zamiast rudych i że nasz nowy rowerek jest najlepszy, bo jest nasz. Właśnie wtedy pojawia się ego, które nie wiedzieć dlaczego, nie wiedzieć w jaki sposób – zaczyna swoje rządy absolutne nad umysłem.
Za wysokie ambicje? Raczej mentalność przeciętności. Tak bardzo tym cholerstwem przesiąknęliśmy, że zupełnie zapomnieliśmy, na ile tak naprawdę nas stać. Ale przecież niewychodzenie z szeregu to nic złego. Tak przynajmniej się uważa. I przy okazji karci się przy tym każdego, kto przypadkiem ma czelność wytknąć choćby paluszek z szarego tłumu, który, jak tak się na niego patrzy z dystansu – jest wyjątkowo smutny. I ciągle walczy dla kogoś – o obcy dobrobyt i prestiż. No bo przecież nie pracuje na własną pomyślność.
Narzekanie ma to do siebie, że bywa przyjemne. Dobrze jest czasem poużalać się nad sobą, zwrócić na siebie uwagę i prosić w ten sposób o współczucie innych. Ale to dosłownie minimalna, kilkusekundowa ulga. Nic więcej. A fakt, że narzekasz, mówi o Tobie jedno: nie robisz w życiu tego, co powinieneś, aby stać się zadowolonym ze swojego życia człowiekiem.
Kontynuacja wpisu: “10 reguł tworzenia zdrowego związku (część I)”. W drugiej części przeczytasz o naprawianiu błędów, dbaniu o siebie, kompromisach, dawaniu wsparcia i zachowaniu własnych ról w kontekście tworzenia dojrzałej relacji. Na zdrowie.