ROZWÓJ OSOBISTY | PRAKTYCZNA PSYCHOLOGIA | RELACJE MIĘDZYLUDZKIE

Siła pozytywnego myślenia

, Psychologia



“Chcesz być szczęśliwy? Zacznij pozytywnie myśleć!”. Gdyby to było takie proste, to raczej nikt nie narzekałby na rachunki, zrzędzących współpracowników, brak zdrowia i cały wór innych problemów – wystarczyłoby skupić się na przyjemnych myślach, takich jak pływanie na leżaku w basenie w kształcie serca i odpłynąć w krainie błogich fantazji. Pomijając przy tym fakt, że wówczas tylko udaje się, że wszystko jest cacy. Mimo to znacznie bardziej opłaca się widzieć świat przez różowe okulary, niż spoglądać na niego zza apokaliptycznej chmury zwiastującej porażkę i rozpacz.

Samo pozytywne myślenie nie wystarczy

Siła pozytywnego myślenia jest na ogół błędnie interpretowana. Kiedy wchodzi się do zacnego światka zwanego rozwojem osobistym, ma się wrażenie, że właśnie odkryło się świętego Gralla, bo wystarczy być optymistycznie nastawionym do życia, a wszystko samo się ułoży. No, niestety z czasem okazuje się, że jednak nic się samo nie ułoży. Mimo to w każdym micie jest ziarnko prawdy. Można by rzec, że samo pozytywne myślenie niewiele może zmienić. Gdy natomiast jest połączone z konstruktywnym działaniem, które prowadzi nas do poprawiania jakości naszego życia – to jest znacznie większa szansa na to, że rezultaty tych starań będą owocne.

Dzieje się tak, ponieważ regularne przywoływanie pozytywnych obrazów w naszych myślach, niejako programuje nasz umysł do tego, aby dążyć do zdobycia/osiągnięcia/doświadczenia wizualizowanych rzeczy, stanów bądź sytuacji. W ten sposób zaczynamy wierzyć, że na coś zasługujemy i znacznie łatwiej jest nam po to sięgać. Ale na tym potęga pozytywnego myślenia się kończy i jeśli nie podejmiemy rzeczywistych działań w kierunku realizacji tego typu zamierzeń, to nie możemy liczyć na to, że szczęście samo zapuka do naszych drzwi i zaprosi na wspólną potańcówkę w klubie o nazwie “Tęcza”.

Optymistom łatwiej jest pokonywać życiowe trudności, ponieważ umniejszanie ważności problemów ma zazwyczaj realne podstawy – większość z czarnych scenariuszy nigdy się nie spełnia, a nawet jeśli, to znaczna ich część nie ma tak negatywnych skutków, jak się tego spodziewaliśmy, że będzie mieć. Oczywiście można również być największym pesymistą na ziemi, nieustannie biorąc nadgodziny i pracując jak wół, aby osiągać określone cele, ale to nigdy nie sprawi, że będzie się szczęśliwym człowiekiem. Poza tym pozytywna aura bardzo sprzyja pracy – dzięki niej jesteśmy bardziej wydajni, spokojni i nie męczymy się po zaledwie trzech godzinach roboty.

Czarnowidztwo kontra optymizm

W psychologii i coachingu wyróżnia się wiele błędów poznawczych, które w skrócie można opisać, jako nieracjonalne postrzeganie rzeczywistości. Czarnowidztwo jest szczególnym przypadkiem tego typu zakłóceń, ponieważ występuje u znacznej części społeczeństwa (zwłaszcza polskiego) i jest jak choroba, która zabija nasze wewnętrzne światło i entuzjazm do życia. Nie pomaga to w niczym, a energię upuszcza z nas szybciej, niż wygłodniały komar wysysa krew z bicepsa niemowlaka. Dlatego najkorzystniej jest mieć poczucie, że jest się mile widzianym gościem na planecie Ziemia i nie ma sensu zawczasu zakładać, że nic się nam nigdy nie uda albo wróżyć sobie najgorsze możliwe scenariusze. To postawa skrajnie nieefektywna poznawczo.

Należy jednak pamiętać o wystrzeganiu się ortodoksji – ekstremalny optymizm może oderwać nas od rzeczywistości na tyle, że przestaniemy być dostatecznie racjonalni, aby podejmować właściwe decyzje i potrzebne w danym momencie działania. Poza tym istnieje ryzyko, że nasze nadmiernie optymistyczne oczekiwania zderzą się okrutnie z realiami, dlatego pewna doza pragmatyzmu na pewno się przyda, nawet jeśli z żywą nadzieją postanowiło się spoglądać w przyszłość.

Jeśli uwzględnimy przy tym zjawisko samospełniającej się przepowiedni, opisanej niegdyś przez Philipa Zimbardo, to wydaje się, że negatywne myślenie jest najgłupszą rzeczą, jaką możemy sami sobie robić. Warto więc uwierzyć w siebie i myśleć pozytywnie o swoim życiu, bo takie postępowanie zapewnia nam: a) ulgę, b) zwiększoną efektywność, co prowadzi do mnożenia się źródeł generujących szczęście, c) wyższą wibrację, która dostosowuje nas do odbioru innych pozytywnych rzeczy (np. uśmiechnięty człowiek przyciąga do siebie więcej uśmiechniętych ludzi), d) więcej energii. W ten sposób optymizm wygrywa z czarnowidztwem poprzez nokaut.

Nikt nie lubi pesymistów

Jeżeli nie przekonuje Cię, że bycie optymistą zapewnia lepsze zdrowie, mniej stresu i większe efekty w pracy, to być może ruszy Cię fakt, że mało kto lubi ponuraków, którzy wszystko widzą w czarnych barwach. Negatywna energia, jaką roztacza w swoim środowisku każdy pesymista jest wyjątkowo toksyczna i odrzucająca. Jesteśmy istotami, które najchętniej przebywają w otoczeniu osób pozytywnych i uśmiechniętych, wolimy usłyszeć jakiś żart, niż historie o chorobie, zakłamanych politykach i “pieprzonym śniegu na podjeździe”.

Pewnie dlatego nie znam ani jednego defetysty, który miałby wielu świetnych znajomych. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie osoby, często nawet nie zdają sobie sprawy, że są wampirami energetycznymi, które poprzez ciągłe narzekanie, czarnowidztwo i tworzenie nieistniejących problemów – sami skazują się na rzeczywistość, w której trudno o pozytywne rzeczy/relacje. Nie warto zakładać, że świat jest posępnym miejscem, ponieważ w ten sposób zaczniemy zwracać uwagę tylko i wyłącznie na negatywne strony naszego życia. Skupienie to potężne narzędzie. Jeśli spoglądasz na różę, masz wybór – możesz widzieć piękny, czerwony kwiat albo wyłącznie ostre kolce, które mogą Cię zranić.

Użalanie się nad swoim losem to samonakręcająca się spirala nieszczęścia – niektórzy odnaleźli w tym chorą przyjemność, szczególnie gdy zakładając najgorsze, z tryumfem mogą zakrzyknąć: “Wiedziałem, że tak to się skończy!”. Natomiast każdy sukces i pozytywna zmiana takich osób jest przez nie kompletnie pomijana, zupełnie jakby nic dobrego nie mogło mieć miejsca w ich życiu, bo to znaczyłoby, że nie mogliby w dalszym ciągu pogrążać się w cierpieniu na swojej “drodze krzyżowej”. A wystarczyłoby po prostu opuścić to mroczne miejsce i pójść tam, gdzie świeci słońce. I w dodatku jest całkiem przyjemnie.