ROZWÓJ OSOBISTY | PRAKTYCZNA PSYCHOLOGIA | RELACJE MIĘDZYLUDZKIE

Zamartwianie się – nie otwieraj parasolki, dopóki nie spadnie deszcz

, Psychologia



Dlaczego się zamartwiamy? Może po to, aby być na coś lepiej przygotowanym? A może to zupełnie bez sensu? Metaforycznie można powiedzieć, że zamartwianie się, jest niczym otwieranie parasolki w słoneczny dzień w obawie przed deszczem. Ludzie ciągle trzymają tę przeklętą parasolkę w ręku i nic dziwnego, że później nie mają siły na nic innego. Później uskarżają się, że “ręka drętwa”, “ręka obolała”, a jak faktycznie zacznie padać, nie są na to przygotowani.

“Co możesz zyskać poprzez zamartwianie się?”

Jakiś czas temu pytałem na swoim fanpejdżu: “Co możesz zyskać poprzez zamartwianie się?”. Czy odpowiedzi były różne? Tak. Czy były zaskakujące? Może trochę, bo okazało się, że każdy inaczej myśli o tym nieprzyjemnym stanie emocjonalnym. Spodobał mi się szczególnie następujący komentarz jednej z czytelniczek CT: “Zależy, jakie to zamartwianie jest, bo może doprowadzić do jakiś sensownych wniosków i działań”.

No właśnie.

Sęk w tym, że można się obawiać o swoją przyszłość na dwa sposoby: adaptacyjny i nieadaptacyjny. Co znaczy mniej więcej tyle, że albo martwisz się z korzystnymi dla siebie skutkami, albo nie.

Możesz np. potraktować informację o rozwijającej się chorobie lub trudnym wyzwaniu, jako sygnał alarmowy: “Cholerka, trzeba się do tego jak najlepiej przygotować!”. Ewentualnie mówisz do siebie coś w rodzaju: “Cholerka, nie dam rady się do tego przygotować!”. Wtedy Twoja przyszłość zapowiada się znacznie gorzej.

Kiedy tracisz kontrolę nad swoimi obawami

Kiedy ma się poczucie, że na horyzoncie pojawiło się coś, co nas przewyższa, łatwo stracić kontrolę nad swoimi emocjami. Zakładając, że katastrofa zbliża się nieuchronnie i jednocześnie przeżywając tysiąc różnych dramatycznych scenariuszy w naszej głowie, gwarantujemy sobie ogromne zmęczenie, które pociąga za sobą: a) obniżenie sprawności myślenia, b) dekoncentrację uwagi, c) pogorszenie pamięci. Silne emocje wiążące się z przejmowaniem się prowadzą do obniżenia odporności immunologicznej organizmu (dlatego często chorujemy przed ważnymi dla nas wydarzeniami).

Brak energii, która została pochłonięta przez problem, który mógł się jeszcze nawet nie wydarzyć, sprawia, że stajemy się oszczędni w działaniach, nie potrafimy się czymkolwiek cieszyć i jesteśmy na na tyle niezorganizowani, że nie umiemy skutecznie poradzić sobie z nadchodzącym wyzwaniem. Łatwo się domyślić, że zjawisko samospełniającej się przepowiedni również gra tutaj swoją rolę. Osoby nadmiernie zamartwiające się najczęściej nie radzą sobie w obliczu trudnych sytuacji, ponieważ energia, którą mogli wykorzystać na przygotowanie i działanie, spaliła się w kominku na katastroficzne myśli i wyobrażenia.

Każdy ma inne zasoby i możliwości, aby podołać określonym sytuacjom, ale udowodniono empirycznie, że nadmierne obawy zaczynają się od interpretacji informacji o możliwym zagrożeniu, co powoduje reakcję emocjonalną, która jeszcze bardziej wypacza obraz rzeczywistości. W ten sposób tkwimy w zamkniętym kręgu – katastroficzne myśli napędzają ponure emocje, a ponure emocje podtrzymują katastroficzne myśli.

Podczas “procesu” zamartwiania się przewidujemy przyszłe problemy, oszacowujemy ponoszone koszta, oceniamy własną skuteczność i zastanawiamy się, “ile jeszcze mamy czasu”. “Oczywiście, wielkość zamartwiania się zależy od czasowej lokalizacji momentu pojawienia się zagrożenia. Człowiek zamartwia się tym bardziej i tym dłużej, im odleglejszy w przyszłości jest moment, w jakim ma się pojawić krytyczne wydarzenie.” – pisał Stanisław Kowalik w swojej poruszającej książce “Psychologia rehabilitacji”.

Konstruktywne zamartwianie się

Można powiedzieć, że zamartwianie się to stan, w którym problem przysłania wszystko inne i wydaje się nierozwiązywalny. To nieodparte wrażenie, że niedługo katastrofa nas dopadnie i nie będziemy w stanie “wyjść z tego cało”. Trudno jest odgonić natrętne myśli, ale warto za każdym razem uświadamiać sobie, że pojawienie się obaw o przyszłość najlepiej potraktować, jako sygnał do konstruktywnego działania. Wtedy mają one sens. W przeciwnym wypadku pogrążanie się w wyobrażeniach, w których nie udało Ci się zaliczyć egzaminu, nie przysporzy Ci niczego dobrego.

Źródło zamartwiania się tkwi w czarnowidzącym umyśle, który z zasady nie należy do najbardziej obiektywnych. Stąd wniosek, że opłaca się skupić na podważaniu destrukcyjnych przekonań, które bardzo często wypaczają obraz rzeczywistości. Świat się nie zawali, jeśli pójdziesz na wesele bez partnera. Natomiast jeśli nie uda Ci się wypaść dobrze na prezentacji, to prawdopodobnie nie wylecisz z pracy, ani nawet nie zostaniesz wygwizdany, bo każdy wie, jak trudno jest przemawiać publicznie.

Wyolbrzymianie problemów może się niekiedy zamienić w rozpacz, bo łatwo określić się słabym, niedostatecznie dobrym i niezbyt kompetentnym, a w efekcie pozostać biernym i spotkać się z porażką, która miała swój początek już znacznie wcześniej. W naszych myślach. Trudniej jest natomiast wziąć się w garść i jak najlepiej przygotować się do wymagającej sytuacji.

Dlatego warto wziąć ze sobą parasolkę, ale otworzyć ją dopiero wtedy, gdy faktycznie zacznie padać.