ROZWÓJ OSOBISTY | PRAKTYCZNA PSYCHOLOGIA | RELACJE MIĘDZYLUDZKIE

Porażka jest pierwszym nauczycielem, nie pozwól jej zostać ostatnim

, Motywacja



Z porażkami jest tak, że przeciętny Kowalski woli pójść do dentysty na borowanie zębów bez znieczulenia, niż przyznać się do przegranej. Społeczeństwo nie pochwala potknięć, a Ci, którzy jeżdżą nowymi BMW wziętymi w leasing, czują się lepsi od tych, którzy odkładają pieniądze na studia dla swoich dzieci. Problem tkwi w tym, że ludziom niezmiernie łatwo przychodzi podkopywanie wiary w samych siebie. Naprawdę nietrudno obarczać się wyrzutami sumienia, określić “nieatrakcyjnym”, “głupim” i “słabym”, z góry zakładając, że “nie da się rady”. Nie zauważa się przy tym, że każda porażka jest tylko etapem, który ma Cię czegoś nauczyć i w konkretną stronę popchnąć.

Najgorsze co można zrobić, to pozwolić porażce zostać pierwszym i ostatnim nauczycielem. Stać w miejscu, przekląć świat cały i stwierdzić, że nie ma już żadnej potrzeby, aby pójść do przodu po nowe lekcje, bo “wszystko jest już stracone”. Kiedy pisze się o tak istotnej rzeczy, jak rola błędów i potknięć w naszym życiu, najlepiej jest to zrobić, opowiadając historię człowieka, z którym można się zidentyfikować.

*   *   *

Jan był 28-letnim kucharzem “po przejściach”. W jego życiu nie było nikogo bliskiego, tak w zasadzie to nie miał nawet koleżanki, do której mógłby się przytulić po ciężkim tygodniu. Doskwierała mu samotność i brak pieniążków na gotowanie ambitnych potraw (takich jak np. kaczka w sosie hoisin). Dodatkowo przez ostatni rok był zmuszony zmieniać pracę znacznie częściej, niż by tego sobie życzył. Wbrew wszystkiemu czuł jednak, że “działo się to po coś”. Kilkadziesiąt miesięcy później okazało się, że miał rację (podobnie jak amerykański psycholog, David Bakan, który stwierdził kiedyś, że “Cierpienie jest wielkim motywatorem rozwoju”).

Wiele zmieniło się siódmego lipca, kiedy to skromnie świętował swoje 28 urodziny. Właśnie wtedy obiecał sobie, że mimo porażek, mimo bólu i niespełnionych oczekiwań zrobi wszystko, co w jego mocy, aby zmienić swoje życie. Coś w nim pękło na tyle, że na przekór otaczającej go beznadziei, urodziła się w nim potężna siła do zmiany. Nie umiał tego nazwać, ani wyjaśnić, ale samo to przeczucie sprawiło, że poczuł się lepiej. W Polsce nic chłopa nie trzymało, dlatego kiedy jego kolega zaproponował mu wspólny wyjazd do Anglii, zgodził się bez wahania. Mieli pracować na kuchni. Już podczas zapinania pasów w samolocie, Jan przyjął za pewnik, że każda porażka, której doświadczył i która dopiero go czeka – tym razem go nie złamie.

*   *   *

Na miejscu już jako pomocnik szefa kuchni potrzebował trochę czasu, aby odnaleźć się w zespole. Robota była trudna i wymagająca, obfitująca w stres i oparzenia, ale po 60 przepracowanych godzinach tygodniowo czuł powab sprawczości, której tak bardzo potrzebował.

Niedługo po zaaklimatyzowaniu się w nowym mieście, postanowił założyć bloga kulinarnego, na którym zamieszczał przepisy w formie tekstowej i video. Zaczął też wrzucać fotki na instagramie, gdzie wyraźnie dało się wyczuć, że kocha gotować i spełnia się w zawodzie. Pewnego dnia okazało się, że kilkumiesięczne działania w internecie zaowocowały. Znana polska firma wysłała mu zaproszenie do współpracy. Chcieli, żeby w swoich filmach reklamował ich przyprawy. W pracy natomiast docenili jego zaangażowanie i pasję. Zdążył się “odnaleźć”.

Po trzech latach kulinarnej harówki Jan dostaje zatrudnienie jako szef kuchni w nowo wybudowanej restauracji w Londynie. To właśnie tam poznaje Kasię, kelnerkę pochodzącą z Lubelszczyzny i tworzy z nią świetnie zgrany związek. Dzisiaj planuje otworzyć własną knajpę w Polsce i czuje się jak bohater filmu “Ugotowany”. Dużo podróżuje, poznając kuchnie świata i rozwijając swój zawodowy warsztat. Na początku jego bloga czytała tylko jego mama i kumpel, z którym dzielił pokój z jednym oknem. Teraz nie ma powodów, aby narzekać na liczbę swoich fanów, ani propozycje współpracy. Przez okrągłe trzy lata harował w pocie czoła na obcej ziemi, doświadczając wielu błędów i potknięć, ale gdzieś głęboko wiedział, że są mu one potrzebne i nie należy się ich bać. Już nie.

*   *   *

Czasem to właśnie porażki pokazują nam właściwą drogę. Jan nigdy nie wyprowadziłby się z Polski, nie zostałby szefem kuchni, nie założyłby bloga kulinarnego i nie poznał Kasi, gdyby w jego życiu nie było cierpienia, które kazało mu się zmienić. Porażka ustawicznie wskazywała mu, że jeśli chce być szczęśliwy, musi po to szczęście samemu sięgnąć. Musi wziąć się w garść, podjąć radykalne zmiany i trzymać się “swojej ścieżki”. Ta historia pokazuje, że porażka powinna być postrzegana jako impuls, drogowskaz, coś, co budzi w człowieku chęć do działania mimo wszelkich niedogodności.

Jeżeli sięgniesz po pierwszą lepszą biografię człowieka sukcesu lub posłuchasz jakąkolwiek historię kogoś, kto do czegoś doszedł, szybko dotrze do Ciebie, że początki ambitnych ludzi niemal zawsze są trudne. Bardzo często obfitują w potknięcia i wątpliwości. Ale w końcu to wszystko mija, bo jeśli idzie się we właściwym kierunku i ciągle dąży do pozytywnych zmian, życie nagradza za cierpliwość i wiele rzeczy zaczyna się układać. Tak po prostu cudownie składać do kupy, nabierać sensu, wypełniając duszę satysfakcją, bo nauczycielem przestają być już wyłącznie srogie porażki.