ROZWÓJ OSOBISTY | PRAKTYCZNA PSYCHOLOGIA | RELACJE MIĘDZYLUDZKIE

Ideały nie istnieją, ale świetnie zgrane związki tak

, Psychologia



Istnieje wiele mitów dotyczących relacji damsko-męskich. Jedne z nich mówią Ci, że jeśli kobieta sama zagada do faceta w pubie, to jest to zbrodnia porównywalna z noszeniem futra z szynszyli. Inne każą Ci myśleć, że jesteś istotą doskonałą i masz w sobie ukryte piękno, którego jeszcze nikt nie zauważył, ale to nie znaczy wcale, że warto by było nad sobą popracować. No i ta wspaniała bajka o miłości, która w końcu zawsze sama do nas przyjdzie… Jeżeli masz dystans do tematu, leć po popcorn i baw się dobrze albo przygotuj się na przełknięcie „czerwonej pigułki”.

Bajka o miłości, która przychodzi sama

W życiu bywa tak, że prawda potrafi być przytłaczająca. Jest niczym szkaradny karzełek stojący na szczudłach, przyodziewający piękną maskę, która ma za zadanie stworzyć pozór atrakcyjniejszej rzeczywistości. Problem w tym, że nawet kiedy udaje się, że tego przeklętego karzełka pod maską nie ma, nie zmienia to faktu, że skubaniec tam jest tak czy siak. I o tym będzie ten wpis. No, może nie tylko o tym. Zaczniemy od historii pewnej singielki.

Julia była taką fanką filmów romantycznych, że chyba była jedną z nielicznych osób, które „zobaczyły je wszystkie”. Lubiła też podróże i smętne piosenki w stylu Kodaline i Eda Sheerana. Miała 30 lat i kilka kilogramów nadwagi. W tym wieku wiele kobiet zaczyna myśleć o dzieciach. Myślała o nich i Julia, problemem było to, że mieszkała sama w wynajętym mieszkaniu. Zaraz, zaraz! Nie do końca sama – na co dzień dzielnie towarzyszył jej kot imieniem Fąfel, a wieczorami kilka lampek dobrego wina i psiapsióły non-stop wiszące na telefonie.

Życie Julii nigdy nie było obfite w udane związki. Jej najdłuższa intymna relacja „wytrwała” zaledwie rok. Na szczęście mama i znajomi Julii zawsze byli dla niej wsparciem (podobnie jak wspomniany Fąfel). Nieustannie też powtarzano jej, że na pewno gdzieś tam czeka na nią prawdziwa miłość. Że wszyscy wolni faceci w jej otoczeniu nie wiedzą, co tracą, i albo cierpią na jakieś dysfunkcje procesów poznawczych, albo świat oszalał, bo oto mamy cudowną Juleńkę, która na randce była, ale ponad trzy lata temu.

Jeżeli o samą zainteresowaną chodzi, to miała duże wymagania odnośnie swoich potencjalnych „kandydatów na męża”. I kiedy piszę duże, mam na myśli naprawdę DUŻE oczekiwania. „Rychu jest prostakiem, Damian goły jak święty turecki, a Robert za niski, bo facet się od 180 cm wzrostu zaczyna.” – tak skwitowała trzech kolegów, którzy jeszcze nie tak dawno starali się o jej względy. Dziś każdy z nich jest w związku. Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że Julia wierzyła w kilka skrajnie niekorzystnych przekonań, które bardzo skutecznie ściągały życiową odpowiedzialność za wybór życiowego partnera z jej barków.

Chłop na budowie powiedziałby, że: „Tej Julicie to się w tyłku poprzewracało”. Twórcy filmów Disneya, że: „Każda księżniczka w końcu znajdzie swojego księcia”. Psycholog natomiast mógłby stwierdzić, iż mamy do czynienia z nieadaptacyjnymi schematami funkcjonowania lub cechami osobowości, które sprawiają, że Julia nie potrafi stworzyć długoterminowej relacji. A może wcale jej na tym tak naprawdę nie zależy? Cóż, opcji jest w każdym razie wiele, a ocenić kogoś nie znając go dobrze – nie sztuka. Ale mam jednakowoż pytanie:

Dlaczego staliśmy się tacy wybredni?

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie nie zwlekali z wyborem partnera. Być może to urok stogów siana, otwartych stodół i podejrzanych samogonów, ale w okolicach dwudziestki większość zdrowych osób już było po ślubie i czekało na narodziny pierwszego berbecia. Potem, jak zresztą wiemy, wszystko się zmieniło, bo świat zaczął nie tylko uświadamiać, ale również dawać możliwości. Pojawiło się ich tyle, że trudno było się na coś, a raczej na kogoś zdecydować. Bo każda decyzja niesie za sobą możliwość pomyłki.

Niejaki John Tierney, dziennikarz New York Times w 1995 roku przestudiował ogłoszenia towarzyskie w miejskich gazetach dużych amerykańskich miast. Okazało się, że single z największej z tych metropolii – Nowym Jorku – są najbardziej wybredni, jeżeli chodzi o wybór potencjalnego partnera. Ich wręcz absurdalne wymagania sprawiają, że to właśnie w najludniejszym mieście w Stanach Zjednoczonych jest największy procent singli. Iluzoryczne poszukiwania “idealnego partnera” odbierają im możliwość stworzenia jakiegokolwiek związku. Ktoś, kto jest świetnym człowiekiem, ale ma choćby kilka drobnych wad lub słabości, nie wpisuje się w wymarzoną wizję. Wizję kogoś, kto w praktyce nigdy się nie urodził.

Rzeczywistość jest, jaka jest. Nierzeczywiste wyobrażenie o niej niczego nie zmieni

Jaki z powyższego wniosek? Ano taki, że się nam w tyłkach poprzewracało i na wsi łatwiej poznać chłopa lub kobitę! A tak na poważnie – ideały nie istnieją. I choć bardzo chcielibyśmy, aby właśnie tak było, to czasem warto westchnąć i… po raz dziesiąty zobaczyć „Przed wschodem słońca”, zdając sobie sprawę, że można stworzyć świetnie zgrany związek z kimś, kto nie wpadnie na nas cudownym przypadkiem w przejściu, ani nie będzie mieć każdej cechy, którą sobie wymarzyliśmy, ale będzie tą osobą, z którą każdy dzień wydaje się bardziej sensowny.


Daj mi znać w komentarzu, jak widzisz temat nadmiernych oczekiwań –
czy rzeczywiście jest tak, jak o tym piszę?